Pracując z nastoletnią młodzieżą, wielokrotnie dziwiłam się, że dziewczyny tak szybko fizycznie dojrzewają, że tyle już wiedzą o seksualności. Ze zgrozą myślałam o tych strzępach rozmów, które docierały do moich uszu, treści liścików przechwyconych czasem na lekcji. Nie zawsze były o niewinnych randkach i czułych szeptach, niekiedy miałam wrażenie, że dwie dorosłe kobiety wymieniają uwagi na temat swoich przygód i podbojów. No ale to jest młodzież, myślałam, są ciekawi, mają szeroki dostęp do wiedzy, świadomi rodzice odwiedzają z nastoletnimi córkami ginekologa, takie czasy.
Teraz uczę dzieci 9 i 10 letnie. Słodkie, szczere, wszędobylskie maluchy. Nie prowadzą rozmów o seksie, są dziećmi, gdy w jakimś tekście literackim pojawia się motyw zakochania, na buźkach niektórych są rumieńce i i zawstydzone uśmiechy. Opowiadają mi czasem, że kogoś poznali podczas wyjazdu z rodziną, że korespondują, że się dobrze z tym kimś rozumieją. Hmmm, zupełnie jak za naszych czasów, prawda? Jednak nie do końca.