Nikt nas nie uczył na studiach, jak, patrząc w oczy dziecku choremu na raka, tłumaczyć odmianę rzeczownika przez przypadki.
Nikt nas nie uczył, jak rozmawiać z rodzicem, który sam ze sobą sobie nie radzi, którego zagubienie sięga dna poczucia bezsilności. Rodzicem, który nieświadomie nakłada maskę agresora i walczy…z nami, z systemem, z władzą, z procedurą, wreszcie z własnymi lękami i ograniczeniami.
Nikt nam nie mówił, że będziemy leżeć nocą i myśleć o uczniu, o jego życiu, które tak dalekie jest od naszego. Że czasem będziemy się bać… o jego bezpieczeństwo. Najmniej ważne będzie, czy pokaże nam następnego dnia zadanie domowe, ważne, że nie będzie miał oczu spuchniętych od wielogodzinnego płaczu.
Była dydaktyka i psychologia rozwoju dziecka, niewiele to miało wspólnego z światem, w którym orbituję od 17 lat.